Wydawało mi się, że nic lepszego mnie nie czeka.
Moje życie określa kawałek tekstu z mojej piosenki:
“Życie jest śmieszne, zarzucam piguły by zabić depresję
Bezsens i totalny bezczel, a szczęście,
tak po kilku głębszych na mieście
Wtedy myślę mmm z nią się prześpię,
Teraz będę miał takie podejście
I co, że masz potem złamane serce,
mnie nikt nie oszczędzał, ja też nie oszczędzę”
Moja mama wychowywała mnie samotnie. Ojciec wyprowadził się od nas, kiedy miałem 7-8 lat, ponieważ zmagał się z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Jego życie kompletnie się rozsypało. Moja mama była naprawdę dzielna, dużo pracowała, starała się związać koniec z końcem, ale mimo wszystko często brakowało nam kasy nawet na jakieś podstawowe rzeczy, jedzenie czy opłacenie rachunków. Czasem odłączali nam gaz, prąd czy telefon. Mama robiła naprawdę wszystko co mogła, żeby zapewnić mi bezpieczeństwo, dać miłość. Dużo ze mną rozmawiała i starała się po prostu uchronić mnie przed tymi trudnymi doświadczeniami, ale to było ciężkie, bo kiedy wyjeżdżałem do rodziny na wieś, spotykałem dziadka, który również był uzależniony od alkoholu. Kiedy wpadał w alkoholowy ciąg, potrafił rozpętać piekło, rzucać ostre słowa pod moim adresem, czy wyganiać w nocy z domu.
W moim sercu zaczęło rodzić się poczucie odrzucenia, opuszczenia i lęk.
W tym wszystkim potrzebowałem ojca, który byłby obecny w moim życiu, przy którym poczułbym, że coś znaczę. Niestety, słyszałem jedynie setki obietnic, które nigdy się nie spełniły. Kiedy umawialiśmy się na spotkanie, czekałem na niego w umówionym miejscu w centrum miasta, ale często zapominał o mnie i wcale się nie zjawiał...
Kiedy na jego przedramieniu zobaczyłem nakłucia po igle, zrozumiałem, że jest uzależniony od heroiny. Pod koniec swojego życia udało mu się skończyć terapię, ale niestety zachorował na nowotwór i umarł.
To wszystko pozostawiło we mnie duży ból. Ten zakorzenił się głęboko w moim sercu i nie mijał. Na początku jedynym sposobem, żeby go choć trochę uśmierzyć, była autodestrukcja. Kiedy nie radziłem sobie z emocjami, rozwalałem cokolwiek, co mi wpadło w ręce. Waliłem pięściami lub głową w ścianę. Miałem też takie poczucie nienawiści do samego siebie, dlatego potrafiłem zacisnąć pięści i bić się po głowie i po całym ciele i wtedy dopiero przychodziło jakieś chwilowe ukojenie.
Potem jako nastolatek zacząłem uśmierzać ten ból alkoholem, czasem narkotykami. Dużo imprezowałem, wdawałem się w jakieś krzywe akcje, bójki, wpakowywałem się w różne kłopoty. Spotykałem się co chwilę z inną dziewczyną, ale to były raczej szybkie i nietrwałe relacje. Miałem niskie poczucie wartości, kompleksy i wstydziłem się tego, co działo się w moim domu, ale zakładałem maskę na twarz i udawałem, że jestem kimś i wszystko jest git. Tak naprawdę był we mnie lęk, byłem zagubiony, nie czułem, że moje życie ma znaczenie i jakąś wartość.
W tamtym czasie zajarałam się też na maksa rapem. Oglądałem nałogowo teledyski amerykańskich raperów i zakochałem się w ich lajfstajlu. Można powiedzieć, że oni wtedy stali się dla mnie takimi wzorami do naśladowania, bo wydawało mi się, że mają wszystko czego potrzeba do bycia szczęśliwym.
Sam też zacząłem rapować i nagrywać swoje pierwsze utwory. Usłyszał je mój kumpel i zaprosił mnie na swoją płytę. Zaczęliśmy spędzać dużo czasu razem w jego studio na nagrywkach i pamiętam, że właśnie po jednej z nagrywek usiedliśmy, zaczęliśmy szczerze rozmawiać i wtedy opowiedział mi trochę więcej o swoim życiu, o swojej przeszłości, nałogach i problemach, z którymi się zmagał i powiedział: „Wiesz Maro, Bóg zmienił moje życie, poznałem Jezusa, teraz jestem od tego wolny i żyję inaczej”. Na tamten moment nie do końca to rozumiałem, ale rzeczywiście widziałem tę przemianę w jego życiu, bo pamiętam, jak żył wcześniej. Zaczęliśmy grać wspólnie pierwsze koncerty, jeździć na różne eventy i w ten sposób zacząłem poznawać więcej ludzi z jego środowiska.
Ci ludzie mówili otwarcie o tym, co przeżyli, z czego Bóg ich wyciągnął. Mówili o Jezusie, o Ewangelii, o tym, że Bóg jest dobrym Ojcem i że doświadczyli jego miłości.
Co chwilę słyszałem o tym, jak Bóg przemieniał życia ludzi, co było mega ciekawe, bo byli to często ludzie z tego samego klimatu co ja: raperzy, DJ-e, ludzie robiący graffiti, dużo artystów, ale nie tylko.
Coraz więcej myślałem o tym Bogu i coraz bardziej czułem, że chcę Go poznać, ale z drugiej strony nasuwały mi się pytania:
Jak Bóg może być dobry, skoro dopuścił do tylu złych wydarzeń w moim życiu?
Jeśli moje życie Go naprawdę interesuje, to czemu mi nie pomógł? Czemu biernie na to wszystko patrzył? Emocje znowu odżywały, buntowałem się, uciekałem z powrotem do swojego świata. W pewnym momencie postanowiłem, że wyjadę za granicę do Londynu, bo myślałem, że da się to wszystko zostawić za sobą, tak po prostu rozpocząć nowy rozdział. Zamieszkałem tam z fajnymi ludźmi, ale mimo zmiany otoczenia, klimatu, nadal czułem, że ciągnę za sobą ciężar tego wszystkiego, co się wydarzyło w moim życiu. Pamiętam moment, kiedy emocje znowu wzięły górę, szedłem ulicą i stanąłem na dużym skrzyżowaniu w centrum Londynu. I wtedy zdałem sobie sprawę, że zupełnie już nie wiem, co mam zrobić i w którą stronę mam iść. Poczułem totalny brak celu, brak sensu i depresję...
Byłem już zmęczony sam sobą, tym jak żyłem. I wtedy usłyszałem wewnętrzny głos i przyszło do mnie zrozumienie, że nigdzie nie jestem w stanie uciec od swojego serca i niczym nie jestem w stanie zapełnić tej pustki, która w nim jest. Tylko Bóg jest w stanie to zrobić.
To był moment, kiedy słyszałem już od wielu ludzi Ewangelię, o tym czego Jezus dokonał na krzyżu, że wziął na siebie moje cierpienie, mój ból, moje upadki, słabości, całą moją przeszłość i oddał za mnie swoje życie po to, żebym mógł być wolny i poznać Boga - Dobrego Tatę - i doświadczyć jego miłości. Stwierdziłem, że już dłużej nie chcę uciekać. Jeśli ktoś mnie tak bardzo kocha i oddał swoje życie za mnie, to byłbym głupcem, gdyby okazało się, że to jest prawdą, a ja bym to odrzucił. Postanowiłem, że chcę Go poznać i że otworzę swoje serce na Boga. I to był moment, kiedy wszystko zaczęło się zmieniać.
Po wielu latach życia w końcu doświadczyłem tej ojcowskiej miłości Ojca i Jego troski, której nigdy wcześniej w życiu nie poznałem. Ojciec w końcu stał się obecny w moim życiu.
Zrozumiałem, że jestem teraz Jego dzieckiem, a On jest moim Tatą i dzięki Jezusowi mogę mieć z Nim relację i moja przeszłość nie musi już determinować tego kim jestem, jak się czuję i jak wygląda moje życie. To był nowy rozdział. Bóg przeprowadził mnie przez proces, w którym zaczął uwalniać mnie z nałogów; zabrał stres, lęk. Pomógł mi zrozumieć, że mój ojciec i dziadek nie mieli łatwo w życiu i też walczyli ze swoimi demonami. To pomogło mi w tym, żeby im przebaczyć. Zacząłem lubić życie. Dzisiaj jestem szczęśliwy. Mam swoją rodzinę, wspaniałą i piękną żonę. Już niedługo nasza rodzinka się powiększy, bo na świat przyjdzie nasza ukochana córeczka, która jest owocem naszej miłości. Będę Tatą!
Cierpię z tego samego powodu. Nie planowałeś w swoim życiu cierpienia. Ja też. Ten świat miał być miejscem doskonałym, pełnym wolności i Mojej relacji z człowiekiem…, ale ludzie mają prawo dokonywać własnych wyborów. Często krzywdzą i siebie, i innych, a za złe decyzje zawsze przychodzi płacić. Grzech zdewastował to, czym ten świat miał być. Przykro mi, że nie ominęło to i Ciebie. Mimo tego nie musisz szukać Mnie na szarym końcu swojego cierpienia. Idę na jego czele. Nie jestem daleko od Twojego bólu, bo nigdy się od niego nie oddaliłem. Znam je na wskroś. Ta „płatność” za grzech rozrywała nie tylko moje ciało, ale i to, co dla mnie najcenniejsze.
Dom, rodzinę, ludzi, na których mi zależało. Chcę jednak, żebyś coś wiedział. Mogłem tego uniknąć. Ale pozwoliłem na to. Wiesz czemu? Bo moje cierpienie na krzyżu w Jerozolimie oznaczało nową nadzieję dla człowieka. Dla Ciebie. Pamiętam, myślałem wtedy o Tobie. Wziąłem cierpienie na siebie, żeby Twoja dusza już nigdy nie musiała. Uwierz, jest więcej niż to, co widzisz. Zaufaj mi, widzę Cię. Chodź.
PS. Niebawem wszystko uporządkuję. Przyjdę znowu i sprawię, że moje Dzieci już nigdy nie zmierzą się z ciemnością. Bardzo chciałbym zobaczyć między nimi Ciebie.
Wypowiedź oparta na:
Rz 6,23a | Hebr 4,15 | Mt 27,44-46 | J 19,30 | Flp 2,5-8 | Rz 5,6-21 | Obj 21,1-5
Zainteresowała Cię ta historia? Chciałbyś/chciałabyś z nami porozmawiać?